Wakacje na Wyspach Zielonego Przylądka

Od naszych wakacji na Wyspach Zielonego Przylądka minęło już trochę czasu, ale dopiero teraz udało mi się przygotować wpis i zdjęcia, poza tym w międzyczasie miałam sporo innych zajęć.



Tym razem zdecydowaliśmy się na wakacje all inclusive na Cape Verde (Wyspach Zielonego Przylądka). Wykupiliśmy je z Thomsona, a wylot mieliśmy Londynu Gatwick. Lot z Londynu na wyspę Sal, najbardziej na północ wysuniętą wyspę archipelagu, trwa 6 godzin.



Muszę przyznać, że były to chyba najbardziej leniwe wakacje jakie dotąd miałam, a ten tydzień lenistwa minął mi błyskawicznie, nawet nie zorientowałam się kiedy, a już trzeba było się pakować do wyjazdu.
Czas mijał nam błogo między stołówką, basenem, barem i plażą ;)  




Spacerowaliśmy, opalaliśmy się, graliśmy i piliśmy orzeźwiające drineczki. 



Mieszkaliśmy w Hotelu Riu Funana. Byliśmy z niego bardzo zadowoleni, kompleks jest rozległy i położony nad samym morzem z bezpośrednim wejściem na plażę. Podobnie jak większość tego typu obiektów, skonstruowany jest w taki sposób, że właściwie nie trzeba go opuszczać, aby mieć zaspokojone wszelkie potrzeby. Jedzenie i napoje wliczone są w cenę, natomiast na miejscu znajduje się również kilka sklepów z bardzo ładnymi i ciekawymi pamiątkami, drobiazgami, kosmetykami i odzieżą, choć muszę przyznać, dość drogimi. 





Kompleks składa się z dwóch bliźniaczych hoteli, których częścią wspólną jest scena i ogromna widownia. Na terenie hotelu znajduje się kilka restauracji (w tym tematycznych, w których można było zarezerwować po jednej kolacji, były to restauracje: azjatycka, afrykańska, bbq i z lokalną kuchnią z Zielonego Przylądka), dwa duże baseny oraz parę barów serwujących zimne i gorące napoje alkoholowe i bezalkoholowe.  







Jedzenie było OK, codziennie serwowane były inne dania, głównie kuchni lokalnej, ale także bardziej europejskie takie jak makarony czy pizze. Poza daniami na ciepło był ogromny wybór owoców, warzyw oraz różnych sałatek.


Jedyną i najpoważniejszą wadą tego hotelu, z jaką się borykaliśmy i która nam bardzo przeszkadzała, było to że mieliśmy wrażenie iż "nastawiony" jest na palaczy. Większość stolików, w tym wszystkie na tarasie przy stołówce, oraz zdecydowana większość stolików przy barze i przy scenie były to stoliki dla osób palących. Całą przyjemność z siedzenia w barze w ogródku odbierał smród palonych papierosów. 
Okazuje się, że należy nie tylko wybierać opcję "Adults only", ale także "Non smoking".

W hotelu znajdował się również wydzielony dla dzieci brodzik i plac zabaw, choć nie był to hotel typowo nastawiony na dzieci.

Oczywiście nie siedzieliśmy przez cały tydzień w hotelu. Wybraliśmy się na dwie wycieczki oferowane przez operatora: rejs katamaranem i objazd wyspy samochodami terenowymi. Obie wycieczki były fantastyczne i byliśmy z nich bardzo zadowoleni. 
Katamaran to wspaniała, leniwa wycieczka wzdłuż wybrzeża wyspy. Płynęliśmy, słuchaliśmy muzyki, jedliśmy i piliśmy. Cieszyliśmy się słońcem, wiatrem i zapachem oceanu. Podczas rejsu był również czas na kąpiel i relaks na słońcu. Jednym słowem - rewelacja.





Samochodowa wycieczka terenówkami 4x4 też miała swój niepowtarzalny urok. Zostaliśmy przewiezieni po najciekawszych zakątkach wyspy, a większość trasy prowadziła nieutwardzonymi, kamienistymi drogami. Początkowo zastanawialiśmy się nad wynajęciem samochodu i samodzielnym zwiedzeniu wyspy, doszliśmy jednak do wniosku, że sami nie dojedziemy w miejsca, które oferowała wycieczka samochodami terenowymi i które znają miejscowi i doskonale wiedzą jak do nich dojechać. I faktycznie nie pomyliliśmy się - kierowcy byli doświadczeni, doskonale wiedzieli którędy jechać, którą drogę wybrać i która z ledwo widocznych ścieżek jest przejezdna. Miejscami jechali również po zupełnie dzikim terenie, na którym nie było widać jakiegokolwiek śladu innych pojazdów. Sami z pewnością nie odważylibyśmy się jeździć tam w podobny sposób, ponadto wynajęcie samochodu nie było wiele tańsze niż koszt tej wycieczki dla dwóch osób. 

Wycieczkę rozpoczęliśmy w Santa Maria, skąd pojechaliśmy do osady Murdeira - pierwszej turystycznej inwestycji na wyspie. Obecnie w związku z panującym kryzysem, można tam kupić willę z 4 sypialniami za jedyna 150,000 euro. Następnie kierowaliśmy się dalej na północ, jadąc przez niesamowite, pustynne, księżycowe tereny dotarliśmy do małego portowego miasteczka Palmeira.



Miasteczko Palmeira liczy sobie jedynie 1100 mieszkańców. Znajdują się tam uliczki z kolorowymi domami i mały porcik, przez który rozładowywane są wszystkie towary przypływające na wyspę. Także to ciche i niepozorne miasteczko jest centrum handlowym wyspy.



W każdym miasteczku znajduje się punkt sprzedaży wody. Woda jest towarem drogim i reglamentowanym. Mieszkańcy otrzymują pewną ilość wody, jej ilość zależy od wielkości rodziny, gdy wydzielonej wody zabraknie można ją zamówić (kupić), nawet z dostawą do domu lub udać się do punktu sprzedaży, gdzie można ją zabrać w 20 litrowych kanistrach. Część wody pochodzi z odsalania wody morskiej, która wykorzystywana jest głównie do celów sanitarnych.
Inaczej przedstawia się sytuacja w hotelach, do których woda dostarczana jest przez prywatne firmy. 
Wyspa leży w klimacie suchym i jest wybitnie pustynna, cierpi na niedobór wody, w związku z czym nie ma tam prawie żadnej naturalnej roślinności. Opady występują jedynie w chłodnej porze roku, są wtedy obfite i intensywne, o czym świadczą głębokie, suche dolinki - uedy, które widzieliśmy podczas wycieczki.

 

W dalszej kolejności pojechaliśmy jeszcze dalej na północ do Buracona (Duża Dziura), na klifowe, lawowe wybrzeże gdzie znajdują się dwa ciekawe zjawiska - naturalny basen z krystalicznie czystą, oceaniczną wodą, która jest wymieniana w czasie sztormów, gdy morze jest wzburzone.


 
Tuż obok znajduje się "Blue eye" - głęboka jaskinia wypełniona wodą. O pewnej porze dnia, promienie słoneczne wpadają przez otwór w sklepieniu jaskini i rzucają niesamowite refleksy na dno podziemnego jeziora.


Jadąc w głąb wyspy zatrzymaliśmy się w Terra Boa, pustynnym obszarze, gdzie można zaobserwować miraże.
Kolejnym przystankiem była zatoka rekinów, gdzie w płytkich wodach laguny, tuż przy brzegu można było faktycznie zaobserwować krążące drapieżniki!





Ostatnią atrakcją naszej wycieczki była Pedra de Lume, czyli solanki, w których produkuje się sól z wody morskiej. Solanka znajduje się w zapadłym kraterze (kalderze) wygasłego wulkanu, którego dno znajduje się poniżej poziomu morza, co sprawia że woda morska podsiąkała tu tworząc słone jezioro. Jedną z atrakcji tego miejsca jest możliwość wykąpania się w tym jeziorku. Wrażenie jest niesamowite, ponieważ mocno zasolona woda wypiera ciało i nie sposób się tam utopić. Ponadto sól świetnie działa na skórę, po takiej kąpieli jest ona gładka i delikatna. 



Innego dnia wybraliśmy się na długi spacer plażą z miasteczka Santa Maria do hotelu. Przejście plażą dość sporego odcinka, po zapadającym się piasku to duże wyzwanie, miało jednak niewątpliwie swoje uroki - szeroka, pusta plaża tylko dla nas i wspaniałe fale zalewające plażę i woda migocząca w promieniach słońca. Coś cudownego!








Dwukrotnie wybraliśmy się także na spacer do pobliskiego miasteczka, gdzie dla osób żądnych rozrywek znajdowały się różnego rodzaju lokale, dyskoteki, restauracje i knajpki. Poza tym oczywiście mnóstwo sklepików z lokalnymi wyrobami i pamiątkami. Ceny zbliżone są do europejskich 100 escudos = 1,15 euro.



I to tyle, trzeba  było wracać do rzeczywistości ;) 


Pozdrawiam! 

Etykiety: , , , ,